Wycieczka do Wierzchosławic

Lekcje relaksu w terenie...

ZAPRASZAMY DO GALERII


Pierwszy dzień października - wycieczka do Wierzchosławic - w relacji uczniów klasy VI (poniżej):

         Pierwszego października zapowiadał się słoneczny dzień, lecz los spłatał nam figla. Od rana chmury gromadziły się nad naszymi głowami. Na wspomniany już dzień zaplanowana była ostatecznie odbyła się wycieczka do Wierzchosławic. Dla mnie była to wycieczka szalona!
         Około godz. 8.30 przyjechały po nas dwa autokary - dwa, ponieważ jechali uczniowie wszystkich sześciu klas. Po godzinnej podróży dotarliśmy na miejsce. przed nami rozpościerała się polana, a na niej altanka, miejsce na ognisko oraz tabliczki z różnymi ciekawymi informacjami. Na początku moje przyjaciółki z pomocą naszej wychowawczyni dokończyły wskazówki do zabawy w podchody. Zabawa polegała na tym, że klasy I - III miały za pomocą odpowiednio rozmieszczonych w terenie informacji znaleźć skarb. Po wykonaniu wskazówek klasy starsze ruszyły w las, aby je ukryć.
Niestety, nie udało mi się usłyszeć żadnych zwierząt, chyba dlatego, że cała grupa była za głośno. Las był przepiękny ze względu na swoją różnorodność.
         Gdy wyszliśmy z lasu, znaleźliśmy się przy stawie. Właśnie wtedy zaczął padać deszcz - niektórzy     (w tym ja) nie mieli ani parasola, ani płaszcza przeciwdeszczowego. Było mokro, zimno i na dodatek wiał lekki wiatr.
Podczas wycieczki po lesie ukryliśmy wskazówki. Jakież było nasze zaskoczenie, kiedy zobaczyliśmy młodsze klasy wychodzące inną ścieżką. Oznaczało to, że przegapili kilka wskazówek. Na szczęście panie      w samą porę ukryły skarb. Jak się dało domyśleć, skarbem były cukierki i przybory szkolne.
Po ich odnalezieniu wszyscy udaliśmy się na grilla, który znajdował się na wcześniej opisanej przeze mnie polanie.
Tam graliśmy, śpiewaliśmy itd. Po około dwóch godzinach wróciliśmy do domu.
        Wycieczka mi się podobała, gdyż uwielbiam przyrodę. Chciałabym zwiedzić, zobaczyć jeszcze więcej miejsc i usłyszeć dźwięki natury. Według mnie spędziliśmy w Wierzchosławicach zbyt mało czasu. Mam nadzieję, że kiedyś tam jeszcze pojadę.


                                                                                                       ANNA NIEDŹWIECKA


              Nasz nietypowy wyjazd odbył się 1 października 2014r. Do Wierzchosławickich Lasów pojechała cała szkoła (wszystkie klasy).  O 8.15 zebraliśmy się w szkole . Około dwadzieścia minut później ruszyły      w drogę dwa nasze autokary. Dotarliśmy na miejsce po blisko godzinnej jeździe.
Gdy wysiedliśmy z autokarów, zauważyliśmy, że jest mokro i kropi.
              Na ładnie zagospodarowanej polanie było miejsce na ognisko, mała wystawa desek różnych drzew, znajdowały się tam również zadaszone ławki.
              Po "zapoznaniu się" z polaną starsza grupa (klasy IV - VI) poszła na spacer do lasu. Najpierw szliśmy przez śliski drewniany most. Nie uszliśmy daleko, kiedy zaczął padać deszcz. Mało kto miał parasol lub pelerynę. Na szczęście nie była to ulewa. W połowie drogi zobaczyliśmy staw z łabędziami - pięknie się prezentowały.    Po drodze zostawialiśmy koperty dla młodszych do zabawy w podchody. Niestety klasy I -III poszły na skróty. Deszcz ustąpił. Zaraz po tym zobaczyliśmy młodszą grupę, która przecięła nam drogę. Wszyscy się zatrzymaliśmy. Młodsi znaleźli ostatnią kopertę , którą ukryliśmy niedaleko. Czekaliśmy jeszcze, aż znajdą nagrodę (skarb). Wszyscy poczęstowaliśmy się znalezionymi cukierkami i ruszyliśmy        w drogę powrotną.
              Na miejscu wszystko było już przygotowane do smażenia. Niektórzy, nie chcąc czekać, aż ich kiełbaski usmażą się na ruszcie, nabili je na patyk i sami zaczęli je piec nad ogniem. Po jedzeniu każdy zajął się czymś innym. Jedni grali w siatkówkę, inni śpiewali. Byli i tacy, którzy nie robili prawie nic (pewnie na coś czekali...). Raz mocno lało, innym razem kropiło. Nie przeszkadzało to nam zbytnio.
Około godziny dwunastej wsiedliśmy do autokarów. W domach byliśmy około 13.30 . Większość mocno zmokła.
          Wycieczkę zaliczyłabym do tych nieudanych. Nic ciekawego nie zobaczyliśmy. Jednak z moją     klasą każda wycieczka pozostawia pozytywne wspomnienia.

                                                                                                                                  KAROLINA KUTA
       

          W dniu 01.10.2014r. całą szkołą pojechaliśmy na wycieczkę do Lasów Wierzchosławickich. Uczestnikami byli uczniowie wszystkich klas, nauczyciele oraz chętni rodzice.
Przed wycieczką zaplanowaliśmy, że z młodszymi klasami pobawimy się    w podchody, więc przygotowaliśmy dla nich polecenia - wskazówki na trasę wędrówki. Wyjechaliśmy o 8.30 dwoma autokarami. Ledwo wyjechaliśmy, a już byliśmy na miejscu.Tam przywitał nas miły pan leśniczy i nasza pani od muzyki. Zaraz potem przeszliśmy na duży plac otoczony drewnianym płotem. Na środku była spora drewniana altana    a obok niej miejsce na ognisko otoczone ławkami. Na obrzeżach placu znajdowały się tablice,  na których można było przeczytać informacje o Lasach Wierzchosławickich.
         Podczas gdy pan leśniczy i pan od w-fu rozpalali ognisko, uczennice   z klasy VI dopinały na ostatni guzik sprawy (organizacyjne) związane     z podchodami. Następnie klasy IV - VI wraz z nauczycielami ruszyły w trasę. Przechodzenie przez drewniany most łatwe nie było, ponieważ most był śliski. Dalej jednak prowadziła kamienista droga przez las. Podczas rajdu rozwieszaliśmy koperty z poleceniami dla młodszych kolegów, rysowaliśmy i układaliśmy strzałki, wskazujące im właściwy kierunek.
       Miałam nadzieję, że usłyszę śpiew ptaków albo zobaczę jakieś leśne zwierzątko, ale chyba wystraszyliśmy małych mieszkańców lasu.
        Niestety, nastąpiła nieoczekiwana zmiana pogody - zaczął padać deszcz. Niektórzy rozkładali parasole, inni ubierali płaszcze przeciwdeszczowe.
        Gdy doszliśmy do dużego stawu, zobaczyliśmy w oddali na wodzie dwa śnieżnobiałe łabędzie - zrobiliśmy całą grupą zdjęcie. Wtedy właśnie zauważyliśmy grupę młodszych uczniów. Okazało się, poszli na skróty, a po drodze pominęli dwie wskazówki. Po ostatnią zawrócili, bo była ukryta niedaleko. My (starsi) w tym czasie umieściliśmy na drzewie skarb - cukierki. Młodsi szybko zdobyli słodycze i mimo deszczu z zadowoleniem wędrowali razem z nami w kierunku "obozowiska".
        To jeszcze nie koniec wrażeń! Na placu piekliśmy kiełbaski, a kto ich nie lubi, mógł upiec jabłko. Posiłek znad ogniska niektórym tak smakował, że brali dokładkę. Najedzeni i zrelaksowani wróciliśmy do szkoły, a potem do domów.
        Ta nieco "wilgotna" wycieczka podobała mi się, ponieważ było dużo zabawy i śmiechu w dużym gronie.


                                                                                           JUSTYNA BUJAK